28 września br. kwadrans po godzinie 18. w Domu Literatury przy Krakowskim Przedmieściu 87/89 w Warszawie odbyła się prezentacja książki Jacka Moskwy Życie Ewangelią – przypominającej niezwykłą postać ks. Jana Zieji. Po edycji zagranicznej 20 lat temu (przez „Editions du Dialogue”) w Paryżu, krakowski „Znak” składa czytelnikom bardzo na czasie propozycję odnowienia tej lektury. Rzecz ciekawa, frekwencja dopisała wprost nadzwyczajnie, pomimo iż zbrakło paru osobistości, na udział których w spotkaniu liczyli organizatorzy.
Witając autora i zaproszonych gości, spotkanie otworzył Grzegorz Łatuszyński, prezes Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Wieczór natomiast poprowadzili wspólnie Jacek Moskwa i czytający fragmenty jego książki, znakomity lektor wielu dokumentów radiowych i telewizyjnych, m. in. wykładowca sztuki należytego używania słowa i władania słowem, Wojciech Gąssowski.
Przybliżenie osoby Ojca Zieji, jak często nazywano kapłana zmarłego w opinii świętości, dokonało się w klimacie napełnionym niezwykłym dynamizmem prowadzących, który udzielił się uczestnikom. Najpierw Wojciech Gąssowski ujawnił, iż opatrzył notatkami ołówkiem marginesy w egzemplarzu tej nowowydanej pozycji, starając się uprzytomnić sobie najważniejsze „odcinki” z biografii duchownego, tak, by wydobyć z niej najważniejsze tematy i sprawy. Potem Jacek Moskwa skromnie wyznał, iż poczuwa się tylko w dziesięciu procentach do autorstwa książki, na którą złożyło się przede wszystkim długie życie Ojca Jana, ryzykując nawet stwierdzenie, iż był raczej „przystawką do magnetofonu”, proponując nagranie rozmów w połowie lat 80. w Warszawie.
Dzięki partnerskiemu (acz obfitującemu w nieoczekiwane zwroty i riposty, prowadzonemu z rozwichrzonym rozmachem), w pełni jednak klarownemu i prężnemu dwugłosowi przyjaciół, moderowanemu przez obydwu prowadzących, mogliśmy zbliżyć się do mało znanych zdarzeń w duchowej biografii głównego bohatera Życia Ewangelią. Popłynęły serdeczne wspomnienia. Jako pierwsza zechciała się nimi podzielić Krystyna Mokrosińska, współautorka filmu W duchu i w prawdzie (wspólnie z Jackiem Moskwą), którego wybrane fragmenty w trakcie rozmowy przybliżono. Wspomniała niesamowitą moc charakteru ks. Zieji, siłę jego razem: prostej i przebogatej wewnętrznie osobowości – promieniejącej łagodnością w obyciu z bliskimi, lecz oddziaływającej dzięki stanowczości oraz bezkompromisowości wyznawanych przekonań i dzielonych poglądów na zewnątrz.
Ujawniły się przynajmniej dwie strony zagadnienia, związanego z życiem wewnętrznym: pokora i odwaga. Radykalizm Ojca Jana pozwalał mu zachować trzeźwość sądów nie tylko w stosunku do opresji wojny w 1920 roku, II wojny światowej, systemu tzw. realnego socjalizmu, ale i wobec postaw biskupów wchodzących w skład Episkopatu Polski. Wśród głosów nieoficjalnych ściszonych, na jakie potrafiła zdobyć się w Domu Literatury zgromadzona publiczność, poczęła krążyć niewyrażona wprost opinia, iż ks. Jan Zieja – w to wliczając i powierzchowność postawy, i wyjątkowość twarzy, i skalę oddziaływania głosu, mimiki, czy gestykulacji – miał w sobie coś z ks. Piotra (z Dziadów Mickiewicza, części III), i wiele z Wernyhory (postaci obecnej m. in. w Weselu Wyspiańskiego). Spytany przez Wojciecha Gąssowskiego, czy w takim razie można się zgodzić, iż Ojciec Zieja jest figurą proroka i świadka, znaczącą dla historii Polski XX wieku, Moskwa odpowiedział, że na pewno tak. Jeszcze dziś, po ćwierćwieczu, jakie upłynęło od przygotowania pierwszej edycji książki, autor nie krył myśli, iż dane mu było obcować z kapłanem wielkiej miary, człowiekiem prawym, odważnym, mądrym i otwartym na inne wyznania, także te spoza chrześcijaństwa (ks. Zieja z radością przyjął np. wiadomość o spotkaniu w kwietniu 1986 roku papieża Jana Pawła II z muzułmanami w Casablance); z prawdziwym, ubogim duchem, uczniem Chrystusowej Ewangelii, w którego działaniu i świadectwie wiary „bezbronność stawała się nie słabością, ale siłą”.
Rozmowa o książce Jacka Moskwy, długoletniego korespondenta watykańskiego, dziennikarza i pisarza – w warszawskim Domu Literatury doprowadziła do tego, iż na plan pierwszy wysunęło się nieodzowne pytanie o termin beatyfikacji ks. Jana Zieji. Poproszony, głos zabrał ks. Aleksander Seniuk, wicedyrektor Instytutu Papieża Jana Pawła II, następca Ojca Jana i obecny rektor kościoła Sióstr Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu. Powiedział, iż jest to sprawa bardzo ważna, lecz na skutek śmierci innego kapłana, zaangażowanego w przygotowanie procesu beatyfikacyjnego, niestety przewlekająca się. Wśród zebranych na sali byli i wypowiadali się ludzie, odczuwający wpływ Ojca Jana na ich życie mimo upływu lat, i to nadal, pomimo jego śmierci w 1991 roku. Do wzruszających świadectw doznanej bezpośrednio „z ręki do ręki” opieki duchowej, czy zażyłości z ks. Zieją, zaliczyć należy dwa głosy. Obydwa należały do łączniczek Armii Krajowej, uczestniczących w Powstaniu Warszawskim.
Jednak nie wszyscy chcieli lub mogli podzielić się wspomnieniami, przyznając, iż nadal byłoby to zbyt osobiste, intymne, może trudne. Ze względu na autora, prowadzących, głównego bohatera książki i zarazem historii Polski kilku dziesiątków lat XX wieku, przedstawieniu tej publikacji nie można tutaj odmówić znamion uroczystości wyjątkowej. Mówiąc krótko, dynamika spotkania wzięła się „skądś”, i tak chyba należy rozumieć siłę oddziaływania ks. Jana Zieji, przyciągającego ku sobie ludzi. Wśród ludzi kultury, parających się trudem słowa i pióra, czynnych w zawodzie – obok członków Stowarzyszenia Pisarzy Polskich – wymieńmy Andrzeja Celińskiego, Jerzego Górzańskiego, Piotra Mitznera, Piotra Muldnera-Nieckowskiego, Marka Zaleskiego i wielu innych. Prócz ks. Aleksandra Seniuka, z Instytutu Papieża Jana Pawła II byli Joanna Morawska i Stanisław Szczęsny.
Spotkanie goście kontynuowali nieformalnie również poza salą konferencyjną, odpowiadając na zaproszenie gospodarzy i dzieląc się poczęstunkiem. Po kwadransie mógł do nich dołączyć, zajęty wcześniej rozmowami oraz wpisywaniem dedykacji, Jacek Moskwa. Dyscyplinowani przez spiesznie biegnące godziny, żegnani przez siebie nawzajem, przybyli opuszczali warszawski Dom Literatury w mglisty za oknami, lecz dziwnie promienny i jasny wieczór – w czym moc przekazu literackiego – kwadrans po godzinie 21.
29 września 2010 r.